Napisałem szaleństwo bo od wielu nie znających takich zim takie określenie słyszałem. Ja trochę żyję i pamiętam te z przed kilku lat jak i tą z przełomu 1978/1979. W pewnym radio (jedynym słusznym w lubuskim) usłyszałem od słuchacza że podobna była również w 1963 roku. Byłem wtedy niewielkiego wzrostu więc myślałem – tylko mi się tak wydaje, że jest dużo śniegu kiedy szedłem za tatą. Dopiero kiedy wziął mnie na ręce zobaczyłem, że śniegu jest naprawdę bardzo dużo. Więc to co mamy obecnie to nie żadne szaleństwo a co najwyżej jego namiastka.
Po trzech niemal ciągłych opadów, śnieg sobie odpuścił jak zobaczył w jaki sposób społeczeństwo się przed nim broni. Wykupione łopaty, miotły w sklepach. Odśnieżarki i solarki jeżdżą jak „zwariowane” (raz na dzień) ulicami miast i wsi. Wszystko co napada w mig znika z podwórek ulic i jezdni. Jednak trochę mnie (również paru innych) dziwi, że ludzie odśnieżają całe podwórka czy drogi, kiedy patrząc na chłopski rozum – potrzebne tylko ścieżki na dojście do auta, chodnika czy autobusu. Co innego w miastach gdzie zwały śniegu na drogach czy chodnikach utrudniają życie kilkudziesięciu bądź kilkuset osobom. Tu z kolei (wg prawa budowlanego) ciąży obowiązek odśnieżania chodników i dachów przez właściciela posesji bądź drogi.
Jak wspomniałem dziś, po trzech dobach opadów, śnieg przestał padać. I to był chyba przyczyna, że właściciel ścieżki rowerowej i chodnika między Cigacicami a Nowym Światem zdecydował się go odśnieżyć. Być może przyczyna opóźnienia była zupełnie inna ale w każdym bądź razie dziś się znalazł właściciel i odśnieżył ww. ciągi. Dziękujemy bardzo – zupełnie inaczej się teraz chodzi.