Legenda o „Czwartym Królu” ks. Mieczysława Malińskiego (1923-2017) stała się kanwą tegorocznych jasełek, które już za parę dni, 6 stycznia będą wystawione w sulechowskim zborze.
Skoro tak wiele przygotowań wymagało wystawienie tego przedstawienia to warto przedstawić treść tego opowiadania. Odnaleźliśmy je dzięki uprzejmości reżyserki tego przedstawienia Pani Krystynie Zamolskiej na stronach ks. Malińskiego pod adresem zmarłego 15 stycznia księdza (za tydzień 6 rocznica). W ogóle warto o Nim pamiętać bo w tym roku przypada Jego setna rocznica urodzin (31 października). Dla większej uwagi wspomnę tylko że już w latach mojej edukacji słuchałem jego kazań i czytałem jego książki.
Zaprezentuje tutaj tylko fragment tego opowiadania bo całość można odczytać na Jego stronie, która nadal funkcjonuje ku Jego pamięci i uciesze wiernych.
„Mówią, że był i czwarty król, który zobaczył gwiazdę zwiastującą Jezusa i zapragnął złożyć nowo narodzonemu Królowi żydowskiemu pokłon. Wiedział, że to ma być Król Miłości. I gdy myślał o tym, jaki dar Mu przynieść, przypomniał sobie o największym swoim skarbie przechowywanym z całą pieczołowitością. To był ogromny rubin o przepięknym czerwonym kolorze. Otrzymał ten kamień od ojca przy swoim urodzeniu.
Wiedział, że do kraju żydowskiego jest daleka i trudna droga. Wybrał najlepsze wielbłądy i osły, najlepsze sługi. Polecił naładować na zwierzęta zapasy wody, jedzenia, ubrania na daleką drogę. Wziął ze sobą dużą sumę pieniędzy. Zawiesił rubin w sakiewce na szyi i pojechał.
Gwiazda wskazywała drogę. Dopóki jechał przez swój kraj, wszystko było jasne i proste. Ludzie znali go dobrze. Znali jego mądrość, jego wielkie serce. Pozdrawiali go z miłością i życzliwością. Zmieniło się potem, gdy wszedł w obce kraje. Zmieniło się nie tylko dlatego, że to był obcy świat, obcy ludzie, obcy język, ale dlatego, że napotkał na rzeczy, których nie spodziewał się spotkać.
Po jakimś czasie wjechał w kraj nawiedzony suszą. Zobaczył spalone pola, spalone lasy, uschłe drzewa, ziemię przepaloną na proch. Napotkał wsie nawiedzone klęską głodu. Ludzi wyschłych z wycieńczenia, żebrzących o garść strawy, umierających z głodu. Zaczął rozdawać to, co miał ze sobą – jedzenie, wodę. W którymś momencie zawahał się: gdy rozdam wszystko, czy potrafię dojechać do Jezusa. Ale wahał się tylko chwilę. Jakby poczuł ogień rubinu, który nosił na piersi. Przecież jeżeli Ten, do którego jadę, jest Królem Miłości, nie mogę postępować inaczej. Rozdał wszystko.„
Miłej lektury
Waldek Włodek