Pewnie nigdy tak ładnie bym tego nie ujął więc transportuje na naszą stronę tekst podróżnika Mateusza Waligóry (nazwisko nieobce w naszym regionie), który odwiedził właśnie Przystań Tu w Cigacicach płynąc w dół Odry.
„Przystań Tu leży na 471. kilometrze Odry w Lubuskie Jest wyjątkowa choćby dlatego, że w całej naszej dotychczasowej wędrówce nie widzieliśmy restauracji, do której da się dotrzeć packraftami.
Powodów, dla których wartą ją odwiedzić, jest zresztą o wiele więcej.
Wylądowaliśmy na piaszczystej plaży, przy której na krzesłach siedziało kilkanaście osób. Wciągnęliśmy packrafty na brzeg i poszliśmy szukać jej właściciela, żeby zapytać o to miejsce.
O Przystani, Flisie Odrzańskim, dawnych kurortach opowiedzieli nam jej właściciel Tomasz Włoch oraz etnograf, muzealnik i członek Stowarzyszenie Inicjatyw Proludzkich – Entropia Damian Danak.
Opowieść zaczął Tomasz Włoch.
„Historia rozpoczyna się w 1997 roku od powodzi tysiąclecia. Rzeka przeszła wtedy swoje katharsis, dosłownie się oczyściła. W wielu miejscach wydarzyła się tragedia. Ale nie u nas – Cigacice to mądrze zbudowana wieś. Po powodzi pojawiła się inna woda, wszystkie brudy spłynęły do morza. Wtedy zaczęliśmy częściej przychodzić nad Odrę, ale dopiero w 2010 r., po kolejnej wielkiej powodzi, weszliśmy do niej i popływaliśmy.
W czasach powodzi tysiąclecia kształtowała się też historia Flisu Odrzańskiego. Idea dotarła tu z Ulanowa na Podkarpaciu. Całe to miejsce i tradycja flisu stała się niematerialnym dziedzictwem kultury UNESCO. To właśnie flisacy z Ulanowa postanowili, że będą na Odrze budować tratwę i spławiać ją z Oławy do Szczecina. Tradycja przetrwała 25 lat. Przyglądaliśmy się jej, aż na początku lat 2000. zdecydowaliśmy w Cigacicach, że zbudujemy swoją tratwę i się do nich przyłączymy.
To było, jak dla mnie, najważniejsze powojenne wydarzenie w historii Cigacic. Pamiętam doskonale, jak przypłynęła do nas 120-metrowa tratwa ważąca 180 ton. Przytroczyliśmy się do niej i popłynęliśmy z flisakami na tydzień.
Po tym tygodniu na rzece nic już nie było takie same. Nie mogliśmy się od Odry oderwać. Rok później znów popłynęliśmy z flisakami. Spływem kierował kapitan żeglugi wielkiej Włodzimierz Grycner. Pod Szczecinem, przy wódeczce, rzucił: „jeżeli w Cigacicach nie zaczniecie budować galarów i wozić nimi po Odrze ludzi, to cała idea flisu nie ma żadnego sensu. Ktoś musi zacząć to robić”.
Z tą wiadomością wróciliśmy do Cigacic. Przekazałem to mojemu ojcu Romanowi, który jest bosmanem w tutejszym porcie.
I stało się tak, że kiedy ze Szczecina po flisie wracały w górę rzeki drewniane łodzie, ojciec zatrzymał jedną z nich. To był płynący do Nowej Sali galar. Wydzierżawił go i zaraz w gazetach ogłoszono, że w Cigacicach pojawiła się łódź, która wozi ludzi. Ociec przez dwa miesiące przewiózł nią 9000 osób. Pływał od 9 rano do 21. Okazało się, że to ma sens. Potem brat kupił drewnianego galara, a drugą łódkę zbudował już sam.
I stało się tak, że ludzie zaczęli przyjeżdżać nad rzekę, ale nie mieli gdzie się podziać. Na początku stały tu cztery metalowe ławki i kontener. Wróciłem z emigracji i wymyśliłem, że skoro są ludzie, to postawię bar. Miała być tylko kawa, herbata i piwo. A skończyło się na knajpie z włoską kuchnią, która w weekendy obsługuje po 500 osób. Ludzie przyjeżdżają do nas z Sulechowa i z Zielonej Góry. Byli u nas Robert Makłowicz, Janusz Gajos i inni znani.
Na bar nie miałem pieniędzy. Wracałem do Polski po długiej chorobie z 16 funtami w kieszeni. Materiały brałem z recyklingu. Projekt powstał w mojej głowie, kiedy na w Barcelonie zobaczyłem muzeum Joan Miró. Zafascynowała mnie jego sztuka funkcjonalna, która bywała przez władze tego miasta reprodukowana w dużej skali i umieszczana na ulicach.
Kiedy stanął bar, to zaczęliśmy przy ludziach wchodzić do rzeki i pokazywać, że można się w niej kąpać. Niestety okazje do tego mieliśmy niezłe, bo zdarzały się lata suszy, gdy w Odrze 60 centymetrów wody.
Zupełnie, jakbyśmy się cofnęli w czasie, gdy przed wojną istniała tu miejska plaża. Wędrowano na nią Zielonej Góry na piechotę, przyjeżdżano końmi. Żeby jeszcze bardziej zbliżyć ludzi do rzeki, zorganizowaliśmy „Introplener”. Przyjechało 40 muzyków z Wrocławia i Poznania i zaczęli improwizować na zadany temat. Jakie to były tematy? Na przykład „rzeka” lub „trzcina”. Zdarzyło się i tak, że muzycy – łącznie z kontrabasistą – po prostu weszli do rzeki. Stali w nurcie i grali, a ludzie kłębili się na plaży i na to się patrzyli. W przystani organizowaliśmy koncerty, dancingi, przedstawienia teatralne. Jedno z nich, „Gusła” – przygotowane przez Teatr Lubuski – zdobyło ostatnio nagrodę w Edynburgu.
W pamięci mieliśmy też zdjęcia sprzed wojny. W Cigacicach znajdował się kurort z 30 restauracjami i fabryką czekolady. Berlińczycy dojeżdżali do nas pociągami.
Mieszczanie z Zielonej Góry kupili łęgi i stworzyli w nich miejsca wypoczynku. Powstawały tu domy wczasowe, spędzano w nich weekendy i święta.
W naszej przystani od kilku lat cumuje Statek Kultury to dzieło Szymona Mizery i Kod Krowa z Poznania. Kiedyś wynajmowali łodzie i robili na nich warsztaty z filmu dokumentalnego. Aż znaleźli w Gorzowie Wielkopolskim starą, koszarkę z 1963 r. Nigdyś mieściła się w niej restauracja, ale potem ją zlikwidowano. Statek stał przegniły, zalany szambem. Kupili ją i rozpoczęli remont.
Kiedy znalazła się na wodzie, widok był niewiarygodny. Jak z Mad Maxa. Po prostu płynący złom. Dwie trzecie dennicy miało grubość zaledwie dwóch milimetrów. Odremontowali ją dzięki funduszom norweskim, stworzyli na jej pokładzie Rzeczny Uniwersytet Ludowy, uzbroili w dwa piękne silniki, naprawili kajuty. A potem Szymon przeniósł się do Czerwieńska. Statek Kultury co roku wypływa w rejs na miesiąc, kursuje między małymi i większymi miejscowościami, na jego pokładzie odbywają się warsztaty filmowe i kino rzeczne na wodze”.
Przystań Tu w Cigacicach była również świadkiem dwóch ważnych wydarzeń związanych z ratowaniem Odry. Mianowicie to tam zostało podpisane najpierw porozumienie, a następnie memorandum marszałków wszystkich nadodrzańskich regionów ws. stworzenia programu odbudowy ekosystemu Odry po ubiegłorocznej katastrofie.”
Ciąg dalszy opowieści w następnym newsie…
Waldek Włodek